Na wstępie chciałabym Was bardzo przeprosić za nieobecność, jednak jest jak jest, drugi miesiąc wakacji był dla mnie dosyć trudnym czasem, ze względu na natłok zmartwień straciłam ochotę na pisanie, choć miałam wówczas wiele planów i pomysłów na posty. Miał być opis modelu, konkretniej Imperadora, ale wstrzymałam się - dlaczego? Wszystko zostanie wyjaśnione dalej.
Wrzesień to czas, kiedy organizm przyzwyczaja się do porzuconego na czas wakacji rytmu, a z racji, że jestem w II liceum i zaczynamy poważną naukę pod kątem matury, nie umiałam wrzucić w ten wir bloga, tak samo jak na przykład rysowania czy innych hobby. Uznałam, że dam sobie jeszcze miesiąc odpoczynku i powracam. Generalnie w moim życiu osobistym nie zmieniło się aż tak dużo, jedyną ważną i dużą zmianą była bardzo spontaniczna adopcja trzeciego już kota. W tej chwili do stadka należą Lucyfer, Luna i najmłodsza, trzymiesięczna - Leia. Nic nie wskazuje na to, abym na tej liczbie miała zaprzestać. A oprócz kotów życie toczy się tak, jak do tej pory - szkoła, chłopak, znajomi, nic ciekawego.
A teraz w kwestii bloga - postów nie było bardzo długo, bo uznałam, że nie będę się do nich zmuszała, bo nie o to tu chodzi. Gdzieś w połowie sierpnia zabrałam się do opisu Imperadora, ale po przeczytaniu tego uznałam, że jest pisany na siłę. Było to widać na pierwszy rzut oka. To miejsce miało być odskocznią od jakichkolwiek schematów, a pisanie tu powinno sprawiać mi przyjemność. Stwierdziłam też, że nie znam się na koniach na tyle dobrze, by wytykać najlepszym rzeźbiarzom na świecie ich błędy. Nie kupuję modeli jedynie ze względu na realizm czy odwzorowanie anatomiczne, po prostu mi się podobają. A po co na siłę szukać wad w czymś, co uważamy za piękne?
Dlatego nie będzie u mnie opisów takich, jak na przykład u Capricorn. Lubię się dowiedzieć czegoś o modelu i bardzo szanuję Martę za jej pracę i umiejętności, bo jej blog jest naprawdę niesamowity, ale ja nie potrafię prowadzić swojego w taki sposób. Jeśli już przyjdzie do opisywania, na pewno nie będę tego robić schematycznie - anatomia, malowanie, ocena ogólna, odczucia, czyli tak, jak chciałam to robić. Każdy koń jest inny i nie wyobrażam sobie zamykać ich w jakimś konkretnym wzorze.
Ten post jest swego rodzaju eksperymentem. Z racji, że modeli kupuję sporo, dobrym pomysłem są według mnie posty takie jak ten - moje biadolenie przeplatane zdjęciami nowych koni i ewentualnie ich krótkie opisy. Możecie napisać w komentarzu czy taka forma postów wam odpowiada.
Wiem, że to zdjęcie nie jest najlepsze, ale podoba mi się, więc dodaję ^^ |
Zaczęłam w tej chwili prace nad listą moich modeli i chodzę na zdjęcia, aby każdy takie posiadał, mam w planach napisanie kilku postów, w tym mały poradnik odnośnie wystawiania modeli i post informacyjny na temat organizowanego przeze mnie Śląskiego Live Show. Także jak widzicie, na blogu prawdopodobnie zajdą spore zmiany B) Część zależy ode mnie, ale liczę też, że podpowiecie mi co chcielibyście na tym blogu znaleźć. Myślę, że wypowiedzi (uwaga, może trochę się przechwalam) dosyć doświadczonego kolekcjonera z ciekawymi modelami mogłyby was zainteresować. Prawda jest taka, że moja jedyna ostoja, gdzie mogę się całkowicie wygadać na temat modeli to właśnie ten blog.
Teraz, jeśli chodzi o samo hobby, również zaszło parę zmian, zarówno w kolekcji, jak i w bardziej mentalnych sprawach. W ciągu dwóch miesięcy wydarzyło się parę nieprzyjemnych sytuacji, o których nie chcę się na razie rozwijać. Jedna z nich sprowadza się do tego, że byłam zmuszona sprzedać Irish Draught'a, Cześka i Imperadora, z czego dwa pierwsze nieco później odkupiłam - niestety, na siwka muszę w tej chwili polować, niewiele osób w Polsce go ma, więc chyba zostaje mi sprowadzanie... To kolejny powód, dla którego nie wrzuciłam jego opisu - słabo opisywać konia, którego już się nie ma.
Wracając do modelowych strat, niedługo później, już w innych okolicznościach, postanowiłam sprzedać jeszcze Marengo. Koń stanowił realne zagrożenie dla mojej kolekcji (ciągle się wywracał albo spadał z półki), a ja potrzebowałam pieniędzy, więc wybrałam właśnie jego.
Jednak sprzedaż Marengo odwróciła się w coś bardzo miłego. Niedawno dowiedziałam się, że mam w mieście znajomą z hobby, ba, nawet chodzimy do tej samej szkoły! To niesamowite, że tyle czasu mijałam się na korytarzu z innym kolekcjonerem, nic o tym nie wiedząc. Sprzedaż Marengo była pretekstem do naszego pierwszego spotkania. Cieszy mnie, że Agnieszka mogła kupić swojego świętego graala, a ja miałam pieniądze na zakup ARki - urywam w tym miejscu ten wątek, jak do mnie przyjedzie, pogadamy B)
Ale te dwa miesiące nie są jedynie czasem straty modeli, do stada dołączyło bowiem dziewięć nowych osobistości. Mój Peter Stone Thoroughbred, jedyna naprawdę duża perełka w tym poście, wrócił z malowania u The Black Horse and Winged Panther. Nosi imię Bellator, co po łacińsku oznacza "wojownik". Zasugerowała mi je Magda, według mnie bardzo dobrze go oddaje. W gratisie dostałam od niej przepiękny custom klaczy hanowerskiej z collecty, klaczka zaskoczyła mnie niesamowicie i myślę, że spokojnie mogę ją nazwać moim ulubionym modelem w skali LB, jaki posiadam w kolekcji.
Oprócz niego, zupełnie przez przypadek, udało mi się zdobyć inną perełkę. Nie jest to model popularny, niezbyt urodziwy, mało lubiany, ale ze względu na jeden ważny szczegół zajmuje szczególne miejsce w mojej kolekcji. Udało mi się odzyskać dokładnie tą samą Lindsays Faith, którą sprzedałam jakiś rok temu - odzyskanie jej jest to dla mnie tak ciekawym doświadczeniem, że zrobię o tym osobny post (tak, macie gwarancję, że pojawi się kolejny, może nieco krótszy, pogadankowy post).
Kolejne słabe zdjęcie, nie bijcie ;w; |
Odkrywając pewien szwajcarski, w tej chwili dosyć popularny sklep, udało mi się wyhaczyć na promocji dwa przepiękne modele, z czego jeden był moim świętym graalem. Przyjechał do mnie bowiem wspaniały, długo wyczekiwany i wymarzony skaczący kuc Connemara ze związaną grzywą. Miałam niegdyś Ballou na tym moldzie i o wiele bardziej przekonuje mnie to malowanie, niż to kasztanowate. Niestety, podstawka jest dużą wadą przy robieniu zdjęć, dlatego żadnych tutaj nie ma.
Wraz z Connorem (jest to imię mojego ulubionego bohatera z gry D:BH) przyjechał również Santiago polo Pony, model specjalny, limitowany do 3000 egzemplarzy. Jest to mold Smarty Jones z ogoloną grzywą i zaplecionym ogonem. Jak większość modeli limitowanych ma bardzo ładne detale na oczach, malowanie również jest nieco lepsze, niż w przypadku innych modeli.
Od osób prywatnych udało mi się kupić moje dwa święte graale - pierwszym z nich jest Trooper, którego kupno to doświadczenie bardzo ciekawe, ponieważ w tej chwili mam wszystkie wariacje moldu Cleveland Bay - luźną, związaną i ogoloną grzywę. Każda z nich wygląda zupełnie inaczej. Night Mare to z kolei klacz na Halloween 2014, świecący w ciemności decorator limitowany do 3000 sztuk. Stała się ona czymś w rodzaju "maskotki" bloga, ponieważ nazywa się tak samo jak on (jej imię było dla mnie inspiracją, gdy szukałam ciekawej nazwy).
Zupełnie spontanicznie trafił do mnie wycofany ze sprzedaży Harley D Zip, niezbyt popularny i lubiany model, przed którym uciekałam ze względu na jego pozornie słabe mięśnie na zadzie - na żywo okazał się boski! Czasem nie warto słuchać opinii innych i jednak zaryzykować, ponieważ można się miło zaskoczyć.
No i przyjechał też Frankel, model, który nauczył mnie czegoś bardzo ważnego. Chciałam go kupić już od jakiegoś czasu, ponieważ planowałam congę na moldzie Smarty Jones. Przymierzałam się do zakupu gniadosza za około 200 zł + wysyłka z Niemiec. I nagle Endless (lofki <3) wspomniała, że będzie sprowadzać kilka na wymiany, za około 100 zł + jeszcze darmowa wysyłka, oczywiście podpięłam się i wzięłam jednego dla siebie. Morał jest taki - czekajcie na okazje. Jeśli macie wydać wszystkie pieniądze, może lepiej się wstrzymać? Warto czekać. Ale to nie jedyne przemyślenia, które wywołały u mnie te "zwyklejsze" figurki.
Dzisiejszy post to zdecydowanie seria kiepskich zdjęć x) |
Wydaje mi się, że trwa teraz swego rodzaju moda na posiadanie modeli drogich, limitowanych, najlepiej z jakichś rzadszych firm, albo ARek. Niektórzy już z tego wyrośli, inni dopiero w to wpadają, jeszcze inni tkwią. Jest też grupa, która zawsze była ponad to i miała swoje zdanie w kwestii każdego modelu - szanuję. "Obowiązuje" też pewien schemat - najpierw zbieramy gumiaki, potem przechodzimy na breyery, by skończyć na "elitarnych" ARkach. Wydawało mi się, że wkroczyłam w ten etap, ale czy musimy się zamykać w takich schematach? Nadal lubię breyery, lubię schleich, a ARki mam dopiero dwie (no dobra, trzy :P). Każdy model jest wspaniały. Nieważne, czy jest to AR w nakładzie 20 egzemplarzy, czy zwykły, masowo produkowany schleich - modele mają cieszyć NAS. To my decydujemy co nam się podoba.
Przez jakiś czas chciałam kupować tylko modele dawno wycofane i limitowane, wszystko co "prestiżowe". A ostatnio, po zakupie niezbyt popularnego, zwykłego, gniadego, nudnego, regularnego Frankela, coś się odmieniło. Efekt nie był tak silny, jak przy Harleyu, który przyjechał dzień wcześniej, w sumie mogę powiedzieć, że to obydwu panom zawdzięczam moją "przemianę".
Uznałam, że po co szukać pięknych modeli za oceanem, skoro mam je pod nosem? To nie tak, że nie chcę zbierać modeli bardziej niedostępnych, o czym świadczy mój ostatni zakup (na razie milczę w jego sprawie :>). Ale kupowanie trada typu Frankel albo Harley nie sprawiało mi przeważnie radości. Ot, kolejny model na półkę, do congi, cokolwiek. Nic specjalnego. To był błąd. Odpakowywanie Frankela i oglądanie go sprawiło mi bardzo dużo radości i mam nadzieję, że z kolejnymi regularnymi modelami będzie tak samo, bo to świetne uczucie, które pamiętam doskonale. Czułam je przy odpakowywaniu Sato, mojego pierwszego tradka. Albo ten entuzjazm, kiedy babcia zabierała mnie do Smyka i pozwalała wybrać sobie jakiegoś Schleicha.
Mój gust pozostaje taki sam, po prostu zmieniły mi się priorytety. Nadal będę rozglądać się za rzadkimi modelami, ale nie będę całkowicie pomijała RR'ów. Nie będę już wierzyć w żadne "okazje", kiedy ktoś ma na sprzedaż jakiś limitowany model w Polsce, bo przeważnie chce na tym tylko zyskać. Mam całe życie na uzbieranie kolekcji marzeń, nie muszę się "napalać" na jakiś model, bo muszę go mieć teraz.
Na koniec zdjęcie zaspanej Lei <3 |
Podsumowując, ostatnie wydarzenia i modele nauczyły mnie paru rzeczy, przez co wprowadziłam w swój sposób kolekcjonowania parę zmian, z których jestem zadowolona, uważam, że moje podejście do hobby zmieniło się na plus. Taki post był mi potrzebny, aby uświadomić sobie rzeczy na temat hobby jakim jest kolekcjonerstwo, ale również blogowanie - z obiema rzeczami nie warto przesadzać, zmuszać się i ograniczać.
Każdy powinien usiąść i zastanowić się, czy na pewno potrzebuje kilkudziesięciu polubień pod zdjęciem nowego, rzadkiego modelu, czy przypadkiem nie wolałby jakiegoś zwykłego RR'a z Monocerusa. Pomyślcie co wam się podoba i zbierajcie to!
To chyba tyle na dzisiaj, wygadałam się. Przepraszam, że post jest taki długi, myślę, że przyszłe również nie będą jakimiś krótkimi notatkami - osobiście wolę takie "tasiemce" :)
Jeśli macie jakiekolwiek rady, pytania, pomysły na posty, zapraszam do pisania, może temat mi się spodoba.
Do następnej notki!
Spis modeli na zdjęciach:
- Klacz hanowerska collecta, custom TBH i Stajni Hurricane
- Breyer Frankel
- Peter Stone Thoroughbred, custom TBH
- Breyer Trooper
- Breyer Santiago Polo Pony
- Breyer Harley D Zip